Miłość...

Przyjaźń poznaję po tym, że nic nie może jej zawieść, a prawdziwą miłość po tym, że nic nie może jej zniszczyć.

Jeżeli miłość twoja nie ma żadnych szans, powinieneś zamilknąć... Bo nie należy mieszać miłości z niewolnictwem serca. Miłość, która prosi, jest piękna, ale ta, która błaga, jest uczuciem lokajskim.

środa, 17 lutego 2010

..::Ona nie morze się o tym dowiedzieć::..



- Ona nie morze się o tym dowiedzieć.-powiedział Hebanowowłosy- Wiesz o czym mówię?
- Ta chyba, ale nie do końca.- skwitował drugi uczestnik rozmowy- A… Chodzi ci o tą ka…
Nie dokończył, gdyż jego usta zatkało jabłko. Spojrzał niepewnie na towarzysza, miał zaciętą minę i często u niego spotykane chłodne, obojętne spojrzenie. Wypluł je pospiesznie.
- Co ty robisz?- zmarszczył czoło, a jego pytanie dostało odpowiedź, w stylu wskazania na sylwetkę jakiejś osoby, która zmierzała w ich stronę. Wymownie spojrzeli na siebie. Ostatnie słowa wydobyły się z ust hebanowowłosego :
- Nikomu.
Na te słowa niebieskowłosy poruszył głową w twierdzącym geście. Do stołówki- bo tam znajdowała się dwójka mężczyzn, który byli zajęci gorliwą rozmową- przyszła Karin opierając się o futrynę wysłużonych już drzwi. Jej kąciki ust drgnęły na widok Hebanowowłosego. Skrzywiła się na sama myśl o tym co miała teraz powiedzieć
- Ona…
~`~
Drzwi się otworzyły, a w nich staną on, z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby zatroskaniem. „Nie… To nie morze być on.” – przeszło Sakurze przez myśl. Spojrzała na niego. Morze i miał zatroskany wyraz twarzy, ale oczy jak zwykle obojętne, pełne chłodu. Zmarszczyła brwi i przyjrzała mu się dokładniej. Ku jej zdziwieniu zauważyła tez nutkę ciepła. Ciepła, które nigdy dotąd nie znajdowało miejsca w sercu hebanowowłosego. Zmrużyła kurczowo oczy, w geście powrócenia do jawy. Rzeczywistość! Marna rzeczywistość, która momentalnie stała się niezrozumiała, odpychająca, mówiąca „nie jestem sobą”, taka nierzeczywista.
- Wiem co myślisz.- powiedział – Ze ja to nie ja. Ale się mylisz. Jak zresztą wszyscy widzący mnie w takim stanie. Nie bój się.- ostatnie zdanie wypowiedział z nieznajomą dla jej uszu czułością, wypowiadaną tym samym, aksamitnym, męskim głosem. Sakura drżała nie ze strachu, tylko z zimna. Tym też ziają się chłopak.
-Sasuke…-wypowiedziała różowowłosa zachrypniętym głosem
-Hm.
-Ostatecznie podjęłam ta decyzję dla dobra przyjaciół, ale się myliłam …
-Możesz odejść.- przerwał jej spadkobierca Sharingana.
-Nie!- zaprotestowała- Posłuchaj mnie!
-Cały czas.- odparł z dziwnym wyrazem twarzy, równie obcym Sakurze
-Zrobiłam to także…- przez gardło nie chciały przejść te dwa słowa, które mogłyby całą akcje przyszłości zmienić na lepsze, ale tak się nie stało, bowiem kruczowłosy przerwał jej, wstając i podchodząc do małej komódki. Sakura z przerażeniem patrzyła na towarzysza , który cos wyjmował z barku.
-Proszę.- powiedział podając jej szklankę soku- Pomorze na chrypkę. Czemu nie kończysz?
-Em…-zacięła się, poczym zatopiła usta w przyjemnie słodkiej cieczy- Co to?- zapytała oblizując się.
-Sok z klonu.-odparł z ulgą, bowiem bał się słów, które mogły paść z ust rórzowowłosej. Domyślił się jej słów, i trafił w dziesiątkę. Zaniepokoił się chwilę, widząc pobladła twarz Sakury. Niewiadomo z jakich przyczyn dziewczyna opadła na poduszkę, a szklanka opadła z hukiem na stary dywanik, pozbywając się całej zawartości.
-Shimatta*- krzykną przerażony, poczym zabrał się do sprawdzania dziewczynie tętna, był wtedy tak blisko, że poczuł przyjemne ciepło bijące od niej i przy okazji jej nierównomierny oddech- Karin!
Po jakimś czasie w drzwiach stanęła dziewczyna o czerwonych potarganych z lekka włosach.
-Czego?- odparła kąśliwie na widok jej obiektu westchnień, robiącego rożne rzeczy, by ocucić dziewczynę.
- Trochę grzeczniej. – ostrzegł ją oblewając przy okazji chłodnym spojrzeniem – Zawołaj Keshę. Natychmiast.
Zszokowany chłopak zauważył dziewczynę w jego wieku, która z niezwykłą gracja podeszła do niego.
-Co się stało?- zapytała melodyjnym głosem anioła
- Zemdlała. Chyba.- odparł, lecz widząc Karin przybrał obojętny ton – Posprzątaj to Karin .
~`~
- Ocknęła się.- z końca sali, chyba od strony drzwi, dało się słyszeć znajomy melodyjny głosik. Uchiha poderwał się jak oparzony, na co kąciki ust Suigestu mechanicznie podniosły się ku górze. Spadkobierca czarnych tęczówek posłał mu chłodne spojrzenie. Podszedł do kobiety, złapał ją za ramię.
- Dziękuję.
- Niema za co. – przyjemny głos dziewczyny dziwnie uspokajał Sasuke, działał kojąco na zadawany mu ból ( ten uczuciowy XD- przypis autorki)
Szedł, a raczej biegł przez długie korytarze, by muc znów zobaczyć twarz tej jedynej. Biegł, choć był zmęczony, ale biegł, nie poddawał się. Zdawało by się, że to droga do szczęścia, wyczerpująca, trudna, ( irytująca jak Sakura XD –przypis autorki) długa, choć niezwykle krótka. Dotarł. Na łóżku siedziała i z zacięciem szczotkowała włosy, bo co miała zrobić, nudzić się?
- Jak się czujesz?- troskliwy głos chłopaka dobiegł ją od drzwi.
- Nieźle! – odpowiedziała uśmiechając się, Sasuke odwzajemnił gest.
- Chcesz pogadać? – zapytał, oczekując twierdzącej treści odpowiedzi.
-W sumie to tak.- odpowiedziała wciąż posyłając mu słodkie uśmiechy.
To za tym właśnie najbardziej tęsknił. Za błogim uśmieszkiem tego przepięknego różowego kwiatu wiśni zwanego Sakurą.
-Nawijaj.- zachęcił ją
- Najbardziej chcę wiedzieć kim dla ciebie jest ta dziewczyna? – odpowiedziała odkładając szczotkę.
-Ona dla mnie jest kimś bardzo ważnym. Ona jest moją…
`~`
Haaa… Przetrzymam was trochę w niepewności ! ^^ Jeżeli ktos to czyta poza autorką mojego ulubionego bloga.^^
* „CHOLERA”  Tłumaczono^^

piątek, 12 lutego 2010

Spotkanie


Stali, patrzyli sobie w oczy . Sasuke zmarszczył czoło na widok Sakury.
Otworzył usta.
- Kiedy byliśmy młodzi,
Przyszłość była taka jasna
Stare sąsiedztwo takie pełne życia
I każdy dzieciak na tej cholernej ulicy
Miał dorastać i nie być bity
Teraz sąsiedztwo się zestarzało
A dzieciaki dorosły
Ale ich życia marnują się
Jak jedna, mała ulica
Mogła pochłonąć tyle żyć ?
Szanse są rozrzucane
Nic nie jest za darmo
Oczekując na to, co ma być
Ciągle jest trudno,
Trudno zobaczyć
Kruche życia, zdeptane marzenia
Co tu się do cholery dzieje ?
To najstraszniejszy sen, rzeczywistość
Sakurze spłynęły łzy po policzku. Zaczęła nucić słowa jakiejś piosenki co jakiś czas krztusząc się łzami:
-When we were young the future was so bright
The old neighborhood was so alive
And every kid on the whole damn street
Was gonna make it big and not be beat
Now the neighborhood's cracked and torn
The kids are grown up but their lives are worn
How can one little street
Swallow so many lives
Chances thrown
Nothing's free
Longing for what used to be
Still it's hard
Hard to see
Fragile lives, shattered dreams.- nie potrafiła dokończyć
Sasuke pochylił się nieco do przodu. Wskazał na Sakurę . Na jego policzku zabłysnęła łza, a na skroni kropla potu. Ona kiwnęła głową. Po chwili nie było ich.
~
Na szyi Sakury pokazał się taki sam znak jak i na szyi jej towarzysza. Zasyczała z bólu. Powoli upadała. Sasuke złapał ją i powoli zaniósł do jednych z ciemnych pokoi kryjówki. Była rozpalona. Hebanowowłosy przyłożył rękę do jej skroni. Wskazał na Karin stojącą tuż przed drzwiami. Była wściekła, bowiem nie podobało jej się to, w jaki sposób zajmował się tą dziewczyną jej obiekt umiłowania.
- Przynieś zimny okład i zawołaj Suigestiu.- nakazał, lecz widząc, że kobieta niema najmniejszego zamiaru tego robić wkurzył się i podszedł do drzwi wskazując kierunek, w którym ma iść- Idź, ale już!- Po jakiejś minucie zjawił się Suigestju z miską wody i białymi ręcznikami.
- Karin kazała mi to przynieść.- wskazał na ładunek na ramieniu – Gdzie postawić?
-Przy łóżku.-odpowiedział mu jak zawsze obojętny-Musimy pogadać…

Prolog ...


Zacznę bez większego przywitania. To nie jest teraz istotne. Jedyną istotną rzeczą jest teraz prolog. Wstęp. Jak wolicie. Jak zwykle krótki. Zapewne nikomu nie potrzebny. Nudny. Żenujący. Z tego właśnie powodu będzie krótki.
<3
[…]
- Kiedy byliśmy młodzi,
Przyszłość była taka jasna
Stare sąsiedztwo takie pełne życia
I każdy dzieciak na tej cholernej ulicy
Miał dorastać i nie być bity
Teraz sąsiedztwo się zestarzało
A dzieciaki dorosły
Ale ich życia marnują się
Jak jedna, mała ulica
Mogła pochłonąć tyle żyć ?
Szanse są rozrzucane
Nic nie jest za darmo
Oczekując na to, co ma być
Ciągle jest trudno,
Trudno zobaczyć
Kruche życia, zdeptane marzenia
Co tu się do cholery dzieje ?
To najstraszniejszy sen, rzeczywistość.

NIe morzesz czegoś znaleść? Szukaj tu: